Piłkarze Serie A kończą pierwszą rundę rozgrywek. Mecze 19. kolejki są półmetkiem. Do Mediolanu przyjeżdża Atalanta Bergamo. Derby Lombardii. Ciężko uznać, by własne boisko było w tym momencie atutem. Piłka nożna bez kibiców na trybunach, to jak uciecha z gumową lalą - nigdy nie zastąpi prawdziwej kobiety.
Atalanta Bergamasca Calcio (bo tak brzmi pełna nazwa klubu) to kawał ekipy piłkarskiej w ostatnich latach. Rozbrykali się do tego stopnia, że nawet zawitali w progach Ligi Mistrzów. Tym samym już dawno odeszli z grona ogórów do szeregu tych ekip, przed którymi należy czuć pełen respekt bez najmniejszej nutki rozprężenia. Paka spod znaku mitologicznej atletki to aktualnie 6 drużyna ligi ze zgromadzonymi 33 punktami. Wyjazdowo ich bilans wygląda następująco: 4-4-1. I to nie jest napawający optymizmem symptom... Spośród czołówki ligowej jedynie Napoli było w stanie pokonać czarno-niebieskich (łomot 4-1). Pozostałe potyczki to albo remisy (Inter 1-1, Juventus 1-1) albo zwycięstwa Atalanty (Lazio 4-1 na wyjeździe!, Roma 4-1 u siebie). Silna banda i chyba nikt nie ma wątpliwości, że ten mecz nie będzie spacerkiem. Żeby wygrać Milan musi wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności.
A w kwestiach umiejętności w Milanie jest wybitnie dobrze. Dawno, oj bardzo dawno, Milan nie był w stanie wystawić takiej szajki na murawie. Brakować może w środkowej linii Hakana Çalhanoğlu, jednakże świetną wiadomością jest powrót Theo Hernandeza oraz Ante Rebicia. Te dwa światełka w tunelu powinny znacznie wzmocnić ofensywę Milanu. W pełni zdrowi są IZ BACK i Rafael Leao. Biorąc pod uwagę nowy transfer Mario Mandžukicia można śmiało postawić tezę, że takiej siły w ofensywie Milan nie miał od wielu lat. Bardzo ciekaw jestem Soualiho Meïté - typ spodobał mi się nie tylko dzięki wybitnie kretyńskiej fryzurze (jak on główkuje, gdy mu piłka spada idealnie na czoło?), ale zaskarbił sobie także serce grą - jak na pierwszy występ - całkiem zacnie. Szykuje się nam porządne meczycho.
Ruch kibicowski w Bergamo jest jednym z pierwszych, jaki zawitał na włoskich stadionach. Fanatycy Atalanty szybko stali się wielkimi rozrabiakami do tego stopnia, że przez całe lata dwie główne ekipy działające na Atalancie także walczyły między sobą o prawo prymatu. Dotyczyło to ekip: Wild Kaos oraz Brigate Neroazzure. Wojna była tak zaawansowana, że zasiadające na trybunie obok siebie ekipy nie mogły nawet dojść do wspólnego zdania w kwestii prezentowanych choreografii, dlatego też Atalanta na swoim koncie do momentu upadku obu ekip, czyli początkowych lat XXI wieku zaprezentowanych opraw miała jak na lekarstwo - na palcach jednej ręki bezproblemowo zliczyłoby się wszystkie (nawet nie trzeba by używać wszystkich palców). Inaczej kwestia wyglądała w temacie odpalanej pirotechniki - tu fani Atalanty lubowali się w efektownych kolorowych odalanych świecach dymnych. Te czasy jednak odeszły do lamusa. Obecnie na trybunach Atalanty nie ma żadnych podziałów na ekipy. Wszyscy stoją za jednym sztandarem "Bergamo" - tym samym czarno-niebiescy wyciągnęli wnioski z lat podziałów między sobą i odrobili zadanie na piątkę z plusem. Jednocześnie wieszając zawsze w centralnym miejscu flagę z nazwą swojego miasta obrazują swoje przywiązanie do lokalnej ziemi, co jest czymś szczególnie istotnym w dzisiejszym zglobalizowanym świecie. Atalanta jest jedną z ekip, która ma szacunek u każdej włoskiej ekipy, bez wyjątku. W dawnych latach jadąc do Bergamo śmigało się dosłownie na wojnę. Świry z tego miasta miejską walkę partyzancką, z koktajlami mołotowa na czele, mieli opanowaną do perfekcji. Wszystko to jednak to czasy przeszłe, które, niestety, nigdy nie wrócą. Milan z Atalantą się nienawidzą. Szczerze i ma się wrażenie, że dozgonnie. Dużą cegiełkę w tym wszystkim wnosi także zgoda MIlanu - Brescia, która jest największą kosą fanatyków Atalanty. Mecze pomiędzy Milanem a Atalantą zawsze obfitują w masę wyzwisk i pocisków, a wypady do Bergamo są jednymi z tych, na które mobilizuje sie cała czołówka kibicowska Milanu, bez żadnego odpuszczania i usprawiedliwiania nieobecności.
